Aktualności

          • Lekcja historii

          • 5 grudnia 2025 r. nasi uczniowie wzięli udział w wyjątkowym wydarzeniu edukacyjno‑pokazowym z okazji 107. rocznicy odzyskania Niepodległości.

            Uroczysty apel, rozpoczęty w asyście sobowtóra Marszałka Józefa Piłsudskiego, nadał obchodom szczególnie podniosły charakter. Następnie młodzież uczestniczyła w trzech blokach zajęć: konnych pokazach historycznych, warsztatach edukacyjnych oraz wystawie z komentarzem i prezentacją.

            Podczas zajęć prowadzący podkreślali bogatą historię i tradycje Wojska Polskiego, a także wartości rycerskie i kawaleryjskie – Wolność, Niepodległość, Bóg, Honor, Ojczyzna, odpowiedzialność i sprawność fizyczna – jako trwałe dziedzictwo współczesnych żołnierzy. Szczególną uwagę zwrócono na rolę kawalerii II RP oraz znaczenie bitew: warszawskiej i pod Komarowem w 1920 roku.

            Wydarzenie było ciekawą i inspirującą formą lekcji historii, która przyczyniła się do kształtowania postaw patriotycznych i obywatelskich uczniów.

          • Żywa lekcja historii i tradycji oręża polskiego

          • 5 grudnia 2025 r. nasi uczniowie wzięli udział w wyjątkowym wydarzeniu edukacyjno‑pokazowym z okazji 107. rocznicy odzyskania Niepodległości.

            Uroczysty apel, rozpoczęty w asyście sobowtóra Marszałka Józefa Piłsudskiego, nadał obchodom szczególnie podniosły charakter. Następnie młodzież uczestniczyła w trzech blokach zajęć: konnych pokazach historycznych, warsztatach edukacyjnych oraz wystawie z komentarzem i prezentacją.

            Podczas zajęć prowadzący podkreślali bogatą historię i tradycje Wojska Polskiego, a także wartości rycerskie
            i kawaleryjskie – Wolność, Niepodległość, Bóg, Honor, Ojczyzna, odpowiedzialność i sprawność fizyczna – jako trwałe dziedzictwo współczesnych żołnierzy. Szczególną uwagę zwrócono na rolę kawalerii II RP oraz znaczenie bitew warszawskiej i pod Komarowem w 1920 roku.

            Wydarzenie było ciekawą i inspirującą formą lekcji historii, która przyczyniła się do kształtowania postaw patriotycznych i obywatelskich uczniów.

          • Wycieczka do Paryża. Dzień IV i V

          • Kolejny, czwarty dzień naszej wycieczki po Paryżu zaczęliśmy od Łuku Tryumfalnego, którego budowę rozpoczął Napoleon Bonaparte. Wzorując się na rzymskich wodzach chciał upamiętnić zarówno poległych żołnierzy  w czasie Rewolucji Francuskiej jak i tych w czasie wypraw podboju Europy na początku XIX wieku zwane jako podboje napoleońskie. Porażki Napoleona nie zniweczyły dzieła przez niego zapoczątkowanego. Wspomniany Łuk Tryumfalny był budowany przez jego następców. Obejrzawszy Łuk Tryumfalny z okna autobusu wjechaliśmy na słynną Avenue des Champs -Elysees  nazywane Aleją Pól Elizejskich. To tu na Polach Elizejskich odbywa się corocznie 14 lipca defilada wojskowa, tutaj też jest meta wyścigu Tour de France. Zwiedzaliśmy tę część  słuchając piosenki Les Champs Elysees Joe Dassin https://youtu.be/bb-DKKRN4o8?si=kWDnrRQsUFNa1o4Tczy

            Na końcu Alei Pól Elizejskich  znajduje  się obelisk podarowany Francuzom przez Egipcjan. Nie można nie dostrzec pięknej fontanny czterech rzek. Aleję Pól Elizejskich wieńczy Placu Zgody, który jest  ważnym miejsca w historii Francji. To tu bowiem król Ludwig XVI wraz ze swoją żoną  Marią Antoniną został zgilotynowany.

            Kiedy spojrzymy na prawo w oddali wyłania się kościół katolicki zbudowany w XIX w. w duchu klasycystycznym. Znamienne jest to, że jest to kościół katolicki pod wezwaniem Mari Magdaleny, na którym nie ma krzyża. W tym kościele odbyły się msze pogrzebowe za dusze Adama Mickiewicza i Fryderyka Chopina. Następnie udaliśmy się na Plac Vondome. Historia tego Planu skrywa kilka mrocznych historii. To na tym placu znajduje się hotel Ritz, w którym księżna Diana spędziła ostatnią noc z Al-Fayedem tuż przed tragiczną śmiercią. Tu też wg legendy Ernest Hemingway  poprosił kelnera, aby przygotował mu drinka, po wypiciu którego żona Mery nie wyczuje, że pisarz zażywał alkohol. Nazwa  tego drinku to „krwawa Mery”! Na tym placu mieszkał nasz kompozytor Fryderyk Chopin. Ostatnia rzecz nie mniej ważna! Kształt tego placu posłużył Coco Chanel do wypuszczenia linii  perfum, którego flakonik kształtem przypomina właśnie plac Vendome. Cechą charakterystyczną tego flakonika jest to, że u podstawy w kształcie prostokąta ma ścięte cztery rogi. Zaciągnięta na maszcie trójkolorowa flaga francuska w istocie oddaje ducha tego państwa. Kolor biały symbolizuje monarchię, natomiast kolor niebieski i czerwony to kolory Paryża.

            Opuściwszy Plac Vendome natknęliśmy się na Operę, którą zaprojektował Charles Garnier. To w tej operze  zamieszkuje upiór. Jest to historia Eryka, zdeformowanego fizycznie genialnego kompozytora, żyjącego w piwnicach Opery Paryskiej, którego łączy dziwny i tajemniczy związek z młodą solistką opery, Christine. Opera została wybudowana w okresie wielkiej przebudowy Paryża. Operę te wizytował sam Hitler.

            Kolejny punk naszego zwiedzania nie mógł być pominięty. Na naszej trasie wyłoniła się niczym Feniks z popiołu okazała Galeria Lafayette. Udaliśmy się do jej wnętrza, aby ruchomymi schodami udać się na sam szczyt i popatrzeć na panoramę Paryża. Pech chciał, że w tym dniu wylewano wodę pod lodowisko i taras widokowy był niedostępny. Zadowoliliśmy zmysł wzroku ogromem blichtru w jego wnętrzu. Mając na uwadze interes rodziców naszych dzieci z jednej strony i widząc karty płatnicze w rękach niektórych starszych dziewczynek z drugiej strony, szybko wyprowadziliśmy dzieci z galerii, aby nie doprowadzić do  wyczyszczenia kont rodziców. Uznałem, że po pierwszym wrażeniu uczniowie sami podejmą wysiłek przekonania rodziców na ponowny przyjazd do Paryża na zakupy, ale wówczas nie ja będę sprawcą bankructwa niektórych rodziców.

            Następnie skierowaliśmy się na Nontmarte Wzgórze Męczenników okazałą świątynię katolicką, w której Najświętszy Sakrament jest wystawiony całodobowy. Piękno wnętrza kościoła jest niewysłowione. Proszę obejrzeć zdjęcia.

            Po zwiedzaniu była czas na zakupy. Rzuciliśmy się na nie. W porywie szaleństwa kupiłem ciasteczka francuskie tzw. Makaroniki. Dla ciekawostki 1 ciastko kosztuje 2 euro. Smaki owocowe najróżniejszych maści, karmelowe czekoladowe, pistacjowe, kawowe i Bóg sam raczy wiedzieć jakie jeszcze? Mój aparat  smakowy nie potrafi ich definiować.  Zrobiłem zapas. Zamierzam się nimi delektować w okresie długich jesiennych wieczorów przy herbatce.

             W drodze do restauracji na obiadokolację przeszliśmy sobie przez Plac Pigalle, który rozsławił Hans Klose słowami: „Najlepsze kasztany są na Placu Pigalle”. Dzisiaj już nie ma kasztanów. Dane nam było zawiesić oko na równie słynnym młynie „Moulin Rouge” – słynny paryskim kabarecie.

            Klimat Paryża - miasta miłości i zakochanych - tak bardzo mi się udzielił, że w porywie uniesienia i zapomnienia zaśpiewałem głośno w paryskim metrze  piosenkę Eugeniusza Bodo pt. „Umówiłem się z nią na dziewiątą” . Dzisiaj mogę powiedzieć że śpiewałem w metrze i w swetrze! w Paryżu. Połaskotawszy  swoją próżności  poczułem się przez chwilę, jak najbardziej w subiektywnym ujęciu, częścią Bohemy paryskiej.

            Bohaterem dnia dzisiejszego był pan Andrzej – nasz pilot. Kiedy jedna z uczennic zostawiła czapkę w wagonie metra i w żaden sposób nie chciała się pogodzić z myślą jej wiecznej utraty mówiąc, że „była bardzo droga”, pan Andrzej niczym Lancelot - odpowiednik Jamesa Bonda w jednej sekundzie wskoczył do wagonu, w tej samej sekundzie złapał czapkę a następnie  wybiegł z wagonu trzymając trofeum w swojej dłoni. Otrzymał gromkie brawa za swój wyczyn i nieopisaną radość wyrzeźbioną na twarzy dziecka. Tak upłynął nam poranek i dzień  czwarty.

            Dzień piąty naszej wycieczki rozpoczął się od porannej pobudki, bowiem o godzinie 9:00 mieliśmy być w Disneyland, który oddalony jest od naszego hotelu blisko 50 km. W autokarze nie wyczuwało się ekscytacji, raczej zmęczenia. Było, nie było, uczniowie każdego poprzedniego dnia pokonywali około 12 km pieszo. Ponadto, chociaż obowiązywał cisza od 23:00, w praktyce u pojedynczych osób była ona przesuwana do 1:00, a nawet 1:30 w nocy. Zatem, kiedy ruszyliśmy w kierunku Disneylandu, co niektórzy zdani na objęcia Morfeusza pogrążeni byli w głębokim śnie. Tylko młodsi przedstawiciele naszej szkolnej wycieczki nie przejawiali zmęczenia. Można przypuszczać, że zapewniali sobie odpowiednią ilość snu, czego nie można powiedzieć o ich starszych koleżankach
            i kolegach.  Dotarłszy do Disneylandy szybko opuściliśmy autokar, który wracał do hotelu. Rzecz w tym, że kierowcy musieli zapewnić sobie 9 godzinny odpoczynek przed wyruszeniem w drogę powrotną  do Polski. Kiedy autokar znajdował się na rondzie, jedna  z uczennic ze łzami w oczach mówi, że zostawiła swój telefon w autokarze. Pan Andrzej – nasz pilot nim zdołał wykręcić numer telefonu do kierowcy, autokar zniknął z pola widzenie. Zawrócenie  pojazdu było niemożliwe. Trzeba było wytrzymać cały dzień bez telefonu, o zgrozo! Kiedy przekroczyliśmy bramę wrażenie nie do opisania! Powiedzieć, że się jest w bajce, tak naprawdę nic nie powiedzieć! Nie sposób wymienić ilości atrakcji będących w ofercie. Każdy dziecko będzie miało swoje własne wspomnienie, ponieważ każdy korzystał z wybranej dla siebie atrakcji. Nie sposób było „zaliczyć” wszystkie atrakcje. Zakładam, że gdyby się chciało skorzystać z każdej z nich, pewnie trzeba by zaplanować pobyt kilkudniowy. Stąd opowiem  o swoich subiektywnych wrażeniach. Po pierwsze, rozległy teren nie ułatwiał rozeznania się w nim. Wiedziony ślepym przeczuciem szedłem alejkami, które nie wiedząc kiedy zaprowadziły mnie do AVENGERsów. Tak naprawdę nie wiedziałem co to? Jedyne skojarzenie jakie miałem to znaczenie słowa  mściciele, które jest tłumaczenie słowa z angielskiego. Stojąc w kolejce, notabene 40 minut, pełen nieświadomości prowadzony byłem jak na rzeź. Bowiem w swojej naiwności wyobrażałem sobie, że będę uczestniczył w jakiejś wizualizacja typowej dla Disnaylandu walki dobra ze złem. Kiedy dotarłem do bramki podjechały pojazdy w bajkowej scenerii. Pomyślałem, że kiedy wsiądę, ów bajkowy wehikuł  podwiezie mnie do głównej scenerii, gdzie będę oglądał to, co w swojej głowie sobie założyłem. Wsiadłszy do pojazdy niemalże natychmiast  z góry, niczym uprząż dla konia, opuściły się metalowe zabezpieczenia. Przeszył mnie po raz pierwszy strach! W głowie zadałem sobie pytanie czy, aby ja jestem świadom tego, co się za chwilę ma wydarzyć? Pierwszy niepokój szybko został zażegnany, kiedy bajeczny pojazd w wolnym tempie przewiózł mnie do całkowicie zaciemnionej scenerii. Pomyślałem sobie: jest dobrze! Zapewne za chwilę będę oglądał typową dla Disneylandu walkę dobra ze złem w bajecznej scenerii. Nim zdążyłem mojej myśli nadać ostateczny i całkowity kształt znalazłem się na innej planecie wciśnięty w fotel wehikułu. Pomimo bajecznej otoczki, ten pojazd wydał mi się moim największym wrogiem, przenosił mnie w nieznane mi miejsce z tak ogromną siłą, że nie potrafiłem złapać oddechu. W pierwszej chwili byłem przekonany że to jakaś awaria. Zdałem też sobie sprawę, że byłem do góry nogami. Nawet oczu nie otwierałem ponieważ  bałem się zderzenia z rzeczywistością. Wolałem trwać w rzeczywistości mentalnej bardziej niż realnej. Zdawszy sobie sprawę w co się wpakowałem, że jest to jednak atrakcja, postanowiłem siłą woli otworzy oczy i zderzyć się z rzeczywistością, która mnie otacza aniżeli projektować ją i trwać w nieświadomości. Kiedy otworzyłem oczy widziałem ciemność nad sobą i pod sobą. Z ciemności wyłaniały światełka przypominające gwiazdy. Nie sposób było umieścić się przestrzennie, ponieważ prędkości i siły, którym poddany był pojazd, sprawiały wrażenie, że człowiek przemieszcza się z prędkością światła pokonując odległości niebotyczne w bardzo krótkim okresie czasu. Oczywiście to porównanie do prędkości światła  jest subiektywne, ponieważ tak naprawdę nigdy nie przemieszczałem się z taką prędkością, stąd nie wiem. jak to jest.  Zanim zdołałem zebrać myśli i zachować odrobiny racjonalności podróż dobiegła końca. Trwała około 5 minut. Kiedy opuszczałem wehikuł  ponownie mentalnie byłem w innej rzeczywistości. Potrzebowałem czasu, aby dojść do siebie w dosłownym tego znaczeniu.  

             Wielka atrakcją tego dnia była parada postaci bajek Disneylandu, którego korowód ciągnął się ulicami Disneylandu. Widowisko wspaniałe!

            Miejsce to jest cudowne! Zaplanowany każdy szczegół w połączeni z innymi jego elementami tworzy wielobarwną, życzliwą, bajeczną atmosferę. Każdy z nas i mały i duży nie przejdzie tu obojętnie, bowiem każdemu z nas przywołają się wspomnienia z młodości tej bardziej lub mniej odleglej, które przenoszą w cudowny świat, trochę już zapomniany.

            Zmęczeni, ale rozpromienieni i pod wielkim wrażeniem wsiedliśmy do autokaru, który około godziny 20:15 ruszył w drogę powrotną do Polski. Dzień musiał odcisnąć piętno zmęczenia. Po raz pierwszy nie trzeba było uczniom przypominać, żeby pochowali telefony. Cisza nocna zaczęła się około 22:00. Uczniowie zmęczeni, spali twardym snem do rana. Nie było nawet potrzeby zatrzymywać się na toaletę. Pierwsze przebudzenie było praktycznie po przekroczeniu granicy, kiedy byliśmy w Polsce. 

            Tak minął nam dzień piąty.

          • Wycieczka do Paryża. Dzień III

          • Dzień trzeci rozpoczął się od przejazdu metrem do ogrodu Luksemburskiego. Ten paryski ogród powstał około roku 1630 na życzenie drugiej żony i wdowy po Henryku IVMarii Medycejskiej. W północnej części parku wzniesiono Pałac Luksemburski. Pałac i ogród miały jej przypominać o Pitti i ogrodach Boboli w rodzinnej Florencji. W ogrodach znajduje się pomnik Fryderyka Chopina. Ogrody nie okazały całego swojego piękna, z uwagi na porę roku, w której przyszło nam je zwiedzać.

            Następnie skierowaliśmy się w kierunku domu w którym mieszka główna bohaterka filmu „Amelia”. Dostrzegliśmy panie stojące przed Jej domem z odpowiednim okryciem głowy charakterystycznym dla bohaterki naszego filmu a mianowicie czerwonym berecie. Po przeciwnej stronie na wprost okien znajduje się ciastkarnia, w której Amelia ma w zwyczaju kosztować ciastka. Rozgłos, który przyniósł właścicielom ciastkarni film o Amelii, w rzeczywistości okazał się przekleństwem. Tłumnie odwiedzający turyści lokal pozostawiali nie przychylne komentarze na portalach społecznościowych. I bynajmniej nie chodziło o to, że ciastkarnia serwowała gorszej jakości ciastka! Powód był bardziej trywialny i próżny. Nowo przybywający fallowersi naszej bohaterki zachowywali w swojej głowie wyidealizowany obraz, który w zderzeniu z rzeczywistością przyniósł frustacje, której dawano wyraz na portalach społecznościowych.

             Idąc ulicami Paryża w kolejnym kroku skierowaliśmy się do Panteonu. Budowla, zgodnie z pierwotnym zamysłem króla Henryka XV miała być kościołem jako wotum wdzięczności za przywrócenie zdrowia. Od czasów rewolucji francuskiej świątynia została przekształcona w obiekt świecki w mauzoleum, gdzie spoczywają wybitne postaci wśród nich Maria Skłodowska-Curie i jej mąż Pierre. Tytułem krótkiej wzmianki warto odnotować, że Maria Skłodowska pracowała w Polsce pod zaborami jako korepetytorka, aby finansowo wspierać swoją starszą siostrę Bronisławę, która  w tym czasie studiowała medycynę w Paryżu. Nie sposób nie wspomnieć anegdoty o córkach Marii Skłodowskiej Curie. Maria miała dwie córki Irenę i Eve. Irena poszła w ślady matki i nomen omen też jest Laureatką Nagrody Nobla, podobnie jej ojciec Pierre - mąż Mari. Eva, młodsza córka państwa Curie nie poszła w ślady rodziców i siostry Irene. Bardziej niż naukami przyrodniczymi interesowała się muzyką. Lubiła ponadto brylować w towarzystwie. Pewnego razu na jednym z takich spotkań przedstawiając się  miała powiedzieć: „Jestem Eva Curie, jedyna z rodziny Curie, która nie otrzymała Nobla”.

            Z Panteonu udaliśmy się w stronę Place de la Sorbone, gdzie znajduje się francuska Sorbona. Zanim tam dotarliśmy otarliśmy się o prestiżowe Liceum Ludwiga Wielkiego
            (Lycée Louis-le-Grand). Liceum to odegrało kluczową rolę w kształceniu francuskich elit i jest znane jako "kuźnia wielkich ludzi".  Kiedy dotarliśmy do prestiżowej Sorbony tuż u wejścia głównego po prawej stronie wmurowany jest zegar, który odmierzając czas miał przypominać spóźniającym się studentom, aby nie mieli odwagi wchodzić na wykłady. Spóźnianie się jest wielce naganne! Kiedy z lewej strony spojrzy się w gorę można dostrzec fragment kopuły, pod która spoczywa nie kto inny jak znany wszystkim z „Trzech Muszkietrów” kardynał Armand Richelieu. Zasługi kardynała w promocji uniwersytetu są niecenione. To on bowiem widząc przemijający okres świetności Sorbony postanowił przeprowadzić z powodzeniem daleko idąca restrukturyzacje i reformę uniwersytetu, tak, aby cieszyła się prestiżem przez kolejne stulecia. Ważnym elementem zmiany było otwarcie uniwersytetu na nauki przyrodnicze, które wypierały teologię. Wejście na teren Uniwersytetu z powodów bezpieczeństwa jest dzisiaj niemożliwy.

            Posuwając się prostopadle wzdłuż budynku Uniwersytetu zza rogu po prawej stronie przy małym skwerku znajduje się posąg Michela de Montaigne’a. Posąg ten jest cieszy się szczególnym uznaniem studentów Sorbony. Bowiem każdy kto potrze prawą stopę posągu i wypowie „Salut Montaigne” może być pewny zdania nadchodzących egzaminów. Nasi uczniowie chcąc zapewnić sobie zdanie przyszłych egzaminów ochoczo skorzystali z okazji. Skwerek ten jest jeszcze z jednego punktu widzenia istotny. Znajduje się w nim bowiem odlana z brązu wilczyca kapitolińska symbol stolicy imperium rzymskiego. Ten skromny element ma przypominać Paryżanom, że w odległej przeszłości starożytni Rzymianie zapuścili się na ich tereny.

            Dalej udaliśmy się na Rue du Sommerrad cały czas poruszając się po dzielnicy Łacińskiej dotarliśmy do Pałacu Cluny, który obecnie jest przekształcone w Narodowe Muzeum Średniowiecza. To tu znajdują się słynne gobeliny  „Dama z Jednorożcem”. Kierując się w stronę Katedry Notre Dame natrafiamy na najwęższą ulicę Paryża oraz sieć księgarni Gilbert. Tu sprzedaje się książki nowe jaki i stare, które zgromadzone są w kilkupiętrowym budynku. Stąd mostem przekraczamy rzekę Sekwanę i rzuca nam się w oczy monumentalna budowla, która jest katedra Notre Dame. Jej majestatyczności nie opiszą moje ubogie słowa. Niech zatem przemówią zdjęcia, które, daj Boże!, będą nieodległą analogią prawdziwych artefaktów.

            Zwiedziwszy Katedrę udaliśmy się do Muzeum Louvre. Muzeum znajduje się w Pałacu Luwru (Palais du Louvre) znanym już w średniowieczu. U schyłku XII wieku król Filip II August wzniósł w tym miejscu zamek warowny. W drugiej połowie XIV wieku Karol V Mądry uczynił z zamku rezydencję królewską. W XVI wieku Franciszek I zamienił tę budowlę w monumentalny renesansowy pałac. Autorem barokowej przebudowy pałacu był Jacques Lemercier. W 1672 Ludwik XIV przeprowadził się do Wersalu, natomiast w Luwrze zostawił bogatą kolekcję dzieł sztuki antycznej. Podczas rewolucji francuskiej 8 września 1793 r. Konwent Narodowy wydał dekret o zamienieniu pałacu w muzeum.

            Muzeum zostało otwarte 10 sierpnia 1793 r. Znaczną część stanowiły konfiskaty dóbr kościelnych i królewskich oraz łupy ze zbiorów na terenach podbitych przez Napoleona I Bonaparte. Powiedziano mi, że gdyby dzisiaj ktoś chciał zwiedzić całą kolekcję dóbr sztuki potrzebowałby 21 lat! Uczniowie nasi, podobnie jak zdecydowana większość zwiedzających, z uwagi na ograniczony czas, kierowała swoje kroki do słynnego obraz Leonardo da Vinci Mona Lisa (moja pani). Obraz znajduje się na dużej sali otoczonej licznymi i znacznie większymi obrazami. Nie ma możliwości bezpośrednio spojrzeć owej Pani prosto w oczy, z uwagi na barierki odgradzające, które skutecznie zapewniają „dystans społeczny”. Wrażenia zapewne każdy ma swoje . Moja uwagę przykuły trzy obrazy: „Starzec i dziecko” najprawdopodobniej dzieło Domenico Ghirlandaia, „Wolnośc wiodąca lud na barykady”  Eugène’a Delacroix oraz  „Lady Macbet” dzieło Johann Heinrich Füssl

            Po południu, metrem przemieściliśmy się w kierunki restauracji, gdzie mieliśmy wykupione obiadokolacje. Zanim dane nam było skosztować jedzenia, trafiliśmy na Jarmak Bożonarodzeniowy Spędziliśmy tu 1,5 h. Można było kosztować lokalnych smaków, wypieków ale i zabaw. Tych ostatnia zarówno Ania jak i Maja sobie nie odmówiły. Dzieci czuły się w swoim żywiole. Następnie udaliśmy się na obiadokolację, aby około 20:30 dotrzeć do hotelu. Tak upłynął nam poranek i dzień trzeci.